Fanabella Ars Britannica*PL
[Fanabella, Kuku, Fanabelka]
Kastratka od maj 2015, mieszka z nami
Rodzice:
&
GIC I Love You Viva Vogue*RU (BRI ns 11) & Sweety Schoenweg*A (BRI ns 11 33)
BRI ns 11 - czarny srebrny cieniowany
Badania: grupa krwi A, niesie gen pointa, FIV, FELV negative, PKD rodzice clear
Vetlab Profil Parazytologiczny: flotacja + giardia spp. - ujemny 9.10.2019
Osiągnięcia wystawowe:
Ex 1 x 1 Kitten Class
Matka miotów: Miot K, Miot P
Fanabella to pierwszy kot z naszym przydomkiem, jaki został w hodowli i moja kocia bratnia dusza.
Gdy była malutka hiponotyzowała tymi ogromnymi "Loverowymi" oczkami. Jej imię pochodzi ze skrzyżowania słów Fanaberia i Falabella. Fanaberia, bo tak ją nazwałam tuż po narodzinach - mała ciupinka z wielką główką, a Falabella, bo to nazwa miniturowego konika argentyńskiego, który choć niewielki ma wielką siłę i wspaniały charakter. Taka jest właśnie Fanabella - silna i delikatna jednocześnie.
Wychowałam ją praktycznie od urodzenia. Nie wiem, kto uratował kogo, bo gdy Fanabelka przyszła na świat, Ellada umierała w skutek komplikacji poporodowych. Jej 7 kociąt odeszło kilka dni wcześniej. Byłam zrozpaczona.
Spały w jednym koszyczku, mała, odrzucona przez Sweety - Fanabella i duża Ladusia. Mimo, że chora, pozwalała Fanabelli zjeść jej pierwsze mleko, dała siarę.. dwa dni później Lada odeszła, a Fanabella stała się moim jedynym przymusem, by nie zaniechać hodowli, by wstawać co 3 godziny, karmić, czyścić, ogrzewać maluszka. Patrzyła na mnie wielkimi Loverowymi oczami, a jednak gdy wyrosła, niewiarygodnie przypomina mi Ladę.
Fanabella myśli czasem, że jest człowiekiem. Śpi ze mną, przychodzi na śniadanie, przynosi mi piłeczkę, gdy chce się bawić. Przeżyła sporo w swoim krótkim życiu. W kilka tygodni po cesarce brzuszek Fanabelli pękł niespodziewanie w środku nocy. Obudził nas hałas Cleo i druga kotka pilnowały Fanabelli, a ona siedziała przerażona z zawartością brzuszka na podłodze. I znowu zatrzymał się czas. Droga do kliniki w szalonym pędzie, w piżamach, w przerażeniu, że nie zdążymy, jej mądre spokojne i pełne ufności spojrzenie, potem operacja i oczekiwanie... a później dwa tygodnie spania na podłodze przy biednej Kuku zamkniętej w małej klatce, by nie mogła skakać i nadwyrężać brzuszka, kroplówki, urlop w pracy -"kocierzyńskiego zwolnienia" nikt przecież nie przewidział. Kuku wyzdrowiała i jeszcze bardziej stała się mi bliska. Jest z nami i pomaga mi każdego dnia.